Paryż z dziećmi – Disneyland Paris

Bilety kupiliśmy, jeszcze przed wyjazdem w Warszawie w biurze podróży Sun Kiss Travel – ten pośrednik nie pobiera żadnych dodatkowych opłat. Zwykle sama kupuję wszystkie bilety przez Internet, ale skoro cena była identyczna skorzystaliśmy z tej możliwości. Oczywiście jest wiele opcji wejściówek w zależności, kiedy i na ile dni wybieramy się do parku. Są bilety łączone do Disneyland Park i Walt Disney Studios lub bilety na jeden park, bilety jednodniowe lub kilkudniowe, słowem opcje na każdą kieszeń. Obowiązują trzy różne „sezony” ( mini, magic i super magic). Magic Ticket to bilet obowiązujący w weekendy i wakacje, Super Magic Ticket ważny w okresie około Helloween oraz świąt Bożego narodzenia i nowego roku – ten jest najdroższy. Wszystkie opcje i kombinacje biletów dostępne na stronie parku. My wybieraliśmy się w dzień powszedni, przed wakacjami, więc trafiliśmy na najtańsze bilety typu Mini Ticket. Bilet nie jest datowany i jest ważny rok od daty zakupu w określonym sezonie.
Na
początek udaliśmy się do Walt Disney Studios. Park jest zdecydowanie mniejszy,
ale ma kilka atrakcji, dla których warto tu zajrzeć. Mieści się tu wiele
miejsc, gdzie można zobaczyć jak powstają filmy, odbywają się pokazy
kaskaderskie, jednak my ze względu na ograniczony czas skorzystaliśmy z tych
najbardziej polecanych punktów.
Bardzo podobała mi się przejażdżka Crush’s Coaster. W wagoniku o kształcie żółwika „ płynęliśmy” unoszeni przez prąd wschodnio-australijski niczym bohaterowie filmu „Gdzie jest Nemo”. Najfajniejsza jak dla mnie była jednak atrakcja inspirowana filmem Ratatouille, gdzie zaopatrzeni w okulary do efektów 3D, w wagoniku mknęliśmy po kuchni niczym mały szczurek Remy. Chłopaki zdecydowali się jeszcze na najstraszniejszą z rozrywek (sądząc po piskach i krzykach, jakie stamtąd dochodziły) a mianowicie The Twilight Zone Tower of Terror –spadająca winda w starym hotelu. Czekałyśmy na chłopaków przy wyjściu i powiem szczerze, trochę żałowałam, że pozwoliłam Mateuszowi wejść tam z Mariuszem i Michałem, bo większość jego równolatków wychodziła mocno wystraszona lub spłakana nawet. Na szczęście dał radę i do dziś wspomina tę podróż windą z wypiekami na twarzy.
Po około czterech godzinach postanowiliśmy zmienić park i już po chwili oczom naszym ukazał się piękny, Disneyland Hotel.

Jako
pierwszą odwiedziliśmy krainę dzikiego zachodu – Frontierland. Przepłynęliśmy
się tu stateczkiem parowym po jeziorku, przyjemny 15-to minutowy rejs pozwala przyjrzeć
się całej krainie i złapać chwilę oddechu. Zdecydowaliśmy się na wizytę w Domu
Fantoma Phantom Manor – takim nie bardzo strasznym domu duchów, oraz na przejażdżkę
kolejką górską – Big Thunder Mountain. Oczywiście skoro ja, pierwszy strachelec
zdecydowałam się na kolejkę górska, to musiało wydarzyć się coś niestandardowego.
Otóż kolejka osiągając jedno ze wzniesień nagle stanęła i nie był to planowany
przystanek- zepsuła się i już. Po kilku chwilach przyszła po nas obsługa
techniczne i musieliśmy zejść schodkami z górki i tunelem pod jeziorkiem do wyjścia.
Zostaliśmy przeproszeni i obdarowani dodatkowymi Fastpass-tem na dowolną
atrakcję. Fastpass to tzw. szybki bilet, który upoważnia do wejścia na konkretną
atrakcję w wyznaczonym czasie, dzięki któremu stoi się o wiele krócej w
kolejce.

Trzeba
powiedzieć szczerze, że nie znajdzie się tu ani najwyższych, ani najszybszych
rolerkosterów. Obydwa parki nastawione są na zapewnienie wielu atrakcji rodzinom.
Dzieci cieszą się z kolejnej karuzeli czasem bardzo zwykłej, a rodzice cieszą
się ich szczęściem. Po parku przechadza się mnóstwo małych księżniczek i królewien
w świeżo kupionych, za bajońskie sumy, sukniach i opaskach Myszki Miki czy
Mini. Wszędzie mnóstwo pokus, pamiątek, gadżetów, smakołyków, czyli komercja w najczystszej
postaci. Podana jest ona jednak w taki sposób, że mi to nie przeszkadzało.
Bardzo podobał mi się cały teren, zadbany, wypielęgnowany, zaskoczyła mnie
także wielka dbałość o szczegóły np. studzienka kanalizacyjna mieszcząca się w
pobliżu kolejki Ratatouille była ozdobiona wizerunkiem szczurka.
Żelaznym
punktem każdego dnia w Disneylandzie są oczywiście parady i wieczorny pokaz
sztucznych ogni i laserów przed Zamkiem Królewny Śnieżki. Główna parada odbywającą
się po południu jest to prezentacja setek bohaterów z wielu bajek i filmów wytwórni
Disneya. Zarówno Disney Magic on Parade i Disney Dreams podobały nam się bardzo,
choć tę drugą oglądaliśmy już z dość daleka, a to za sprawą konieczności
szybkiego przemieszczenia się zaraz po nocnym show na stacje kolejki RER.
W
drodze powrotnej nie obyło się bez przygód. Wszystko przez remont naszej linii
kolejki RER, która normalnie jeździ bezpośrednio z Maisons Laffitte do Marne la
Vallee - czyli Disneylandu. Odrobinę zagubiliśmy się na jednej ze stacji
przesiadkowych, co skutkowało sprintem na ostatni pociąg w nieprzyzwoitym tempie.
Grubo
po pierwszej w nocy zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy na kemping. Ten
kilkunastogodzinny pobyt w krainie dziecięcych marzeń na długo pozostanie w
naszej pamięci.
Komentarze
Prześlij komentarz