Fuerteventura - gwarancja udanego urlopu
Fuerteventura
to już trzecia wyspa z archipelagu Wysp Kanaryjskich, na której mieliśmy
szczęście spędzić urlop. Ten skrawek lądu, przez wiele lat chyba nie był
doceniany przez turystów z nad Wisły. Słyszałam i czytałam wiele opinii w stylu
„nic tam nie ma”, „nuda”, itp. Tym bardziej byłam ciekawa, czy to możliwe?
Jednak zanim zdecydowaliśmy się na wyjazd stało się coś niebywałego. Polacy
wprost pokochali drugą co do wielkości wyspę kanaryjską i okazało się, że
stawiając stopę na płycie lotniska wpisaliśmy się w obowiązujący już od kilku
sezonów trend. Nie bez znaczenia, w tym nagłym przypływie miłości do tego
miejsca, jest pewnie fakt, że od kilku lat na niektóre z wysp można dolecieć
tanimi liniami z wielu polskich miast, co z pewnością minimalizuje koszty
wyprawy przez ocean. My też skorzystaliśmy z tej opcji.
Tak
jak i we wcześniejszych pobytach na czas wyjazdu wybraliśmy ferie zimowe. Co tu
dużo kryć, nie jestem zwolennikiem naszego klimatu i takie choćby krótkie oderwanie
się od zimowej aury jest dla mnie wielką przyjemnością. Ponieważ, głównie ze
względu na pracę, mogliśmy pozwolić sobie jedynie na tygodniowy wypad,
chcieliśmy wybrać hotel w miejscowości położonej w miarę centralnie, aby po ponad
pięciogodzinnym locie, jak najszybciej oddać się relaksowi, a nie fundować
sobie jeszcze długi transfer do hotelu. Miało to również znaczenie w związku z
tym, iż chcieliśmy zwiedzić zarówno północ jak i południe wyspy. Przy wyborze
pomogła mi moja siostra Ola, która wraz ze swoim mężem była już rok wcześniej
na Fuercie, a na dodatek zdecydowali się jechać z nami i w tym roku. Wybrałyśmy Elba Castillo San Jorge & Antigua Suite
Hotel w Caleta De Fuste. Głównie ze względu na dzieci
zdecydowałyśmy się na formułę All Inclusive, więc po za ceną nic nie wyróżniało
naszej oferty od tej z biura podróży.
Samo
miasteczko, to typowo turystyczna miejscowość, jakich tam wiele. Jak to zwykle
bywa pewne cechy miasteczka przez jednych odbierane będą za plusy, a przez
innych za wielkie minusy. Co mam na myśli? W Calecie nie znajdziecie pięknych
kilometrowych plaż z niebiańsko drobniutkim jaśniutkim piaseczkiem, z których bądź,
co bądź słynie ta wyspa. Ma jednak całkiem sporą plażę w zatoczce, co powoduje,
że jest ona bardziej zaciszna od innych, dodatkowo w sezonie zimowym jest
prawie zupełnie pusta. Miasteczko nie jest z pewnością także centrum
rozrywkowym wyspy, zimą nie widać tu działających dyskotek czy typowych klubów
nocnych, otwarte są jednak wszystkie restauracje i bary.
Nasz
hotel położony był nad samym oceanem i powiem szczerze, że głównie to kusiło
mnie najbardziej. Jeszcze nigdy nie byliśmy w hotelu który wybudowany był
bezpośrednio przy wielkiej wodzie. Od oceanu dzieliła nas jedynie piesza
promenada spacerowa ciągnąca się wzdłuż całego miasteczka i dalej w każdą ze
stron do kolejnych kurortów. Bałam się co prawda, że szklane ekrany
oddzielające hotelowy basen od promenady nie uchronią nas od zimnego wiatru z
nad oceanu, ale na szczęście się pomyliłam i było tam przyjemnie cieplutko. Elba
Castillo San Jorge & Antigua Suite Hotel
jak większość typowo wakacyjnych hoteli
oferuje bogaty program animacji zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Ponieważ
dużo czasu spędzaliśmy poza obiektem, to w te dni kiedy korzystaliśmy z
infrastruktury hotelu, dzieciaki chętnie brały udział w animacjach przy
basenie, czy wieczorem, co oczywiście siłą rzeczy powodowało, że i my
uczestniczyliśmy w wieczornych programach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto
dopatrzy się dziury w całym i obsmaruje hotel na forach podróżniczych. My - cała
nasza siódemka nie mieliśmy absolutnie żadnych zastrzeżeń. Personel nastawiony
był wyjątkowo przyjaźnie do Polaków, chętnie popisywali się znajomością
polskich słówek zarówno w restauracji jak i w recepcji. Dostaliśmy pokoje z
bocznym widokiem na ocean, więc to również było dla nas miłą niespodzianką.
Jedzenie różnorodne z elementami kuchni lokalnej czyli dużo ryb, kozina, owoce
morza, itp. Jednym zdaniem mówiąc hotel spełniał wszelkie nasze oczekiwania.
Tygodniowy
pobyt na Fuerteveturze to oczywiście za krótko, ciężko podzielić czas na liczne
atrakcje, które oferuje wyspa. Miejsce to jest również chętnie wybierane przez
miłośników różnych sportów wodnych i rowerowych.
Moim
zdaniem ta niewielka wyspa zasługuje na tę dużą popularność, którą
ostatnio zyskała. Zdecydowanie jest tu co robić i wcale nie można się tu
nudzić, no chyba że to czyjś sposób na wakacje. My wypożyczyliśmy samochód na dwa dni i udało nam się całkiem dużo zobaczyć. Pierwsza trasa, to pętla po południowej części wyspy od Ajuy po Morro-Jable, druga trasa to północna część wyspy od Betancurii po Corralejo.
Fuerteventura jest piękna, ale dla mnie miejscami zbyt księżycowy klimat. Zdecydowanie lepiej czuję się na Costa del Sol. Roślinność, kolory i bliskość do innych hiszpańskich miast sprawia, że wracam tam regularnie.
OdpowiedzUsuńA ja kocham Fuerteventurę i Wyspy Kanaryjskie w ogóle, właśnie za ten księżycowy krajobraz. To nie znaczy, że nie lubię Costa del Sol!
Usuń