Katania – wszystkie odcienie szarości
To był jeden z tych idealnych około weekendowych wypadów z doskonale wyważonym czasem pomiędzy intensywnym zwiedzaniem, bezkarnym biesiadowaniem a długimi spacerami po mieście bez celu. Takie spacery to wspaniała możliwość obserwacji lokalnych sprzedawców na rybnym targu, kelnerów uwijających się podczas kolacyjnego szczytu w knajpach czy choćby uroczych staruszków wygrzewających się w promieniach styczniowego słońca w parku. Tak, Katania, choć nie jest pewnie najpiękniejszym miastem Sycylii, to zasługuje na więcej uwagi niż jednodniowa wycieczka i jeśli poświęcisz jej trochę czasu dostrzeżesz ten dyskretny urok i wdzięk.
Do dyspozycji mieliśmy 3 pełne dni, z czego dwa poświęciliśmy na zwiedzanie Katanii, a jeden na wycieczkę do pięknej Taorminy.
Po zameldowaniu w pensjonacie pierwsze swoje kroki skierowaliśmy, a jakże, na targ rybny, byłam bardzo ciekawa tego miejsca i cieszyłam się ogromnie kręcąc pomiędzy straganami oferującymi nie tylko ryby i owoce morza, ale również pieczone karczochy, świeżo zerwane z drzew pomarańcze i cytryny, czy choćby słodkie truskawki w środku zimy. Zajęło nam to sporo czasu zanim nacieszyliśmy się tym niespotykanym w naszej części kontynentu widokiem. Po lekkiej przekąsce w jednym z barów w okolicy La Pescheria di Catania i obowiązkowym powitalnym prosecco, ruszyliśmy na podbój miasta. Ponieważ na następny dzień umówieni byliśmy z panią przewodnik mogliśmy pozwolić sobie na poszwendanie się po starówce.
Tego dnia chcieliśmy nacieszyć się miastem, dlatego nasze zwiedzanie było chaotyczne, ale oczywiście na trasie pojawiło się mnóstwo ważnych i charakterystycznych punktów miasta. Bramą – Porta Uzeda opuściliśmy teren targu by po chwili dotrzeć na Piazza del Duomo, będziemy tu wracać jeszcze wielokrotnie, również z panią przewodnik kolejnego dnia. Dalej skierowaliśmy się w stronę Grecko – Rzymskiego Teatru, który jest moim zdaniem wyjątkowy. Choć w Europie południowej wiele jest tego typu obiektów, to ten katański wyróżnia się swoją lokalizacją. Jest, bowiem ukryty w bramie pomiędzy miejskimi kamienicami, łatwo go, więc przeoczyć. To jeden z najstarszych zabytków miasta. W II wieku naszej ery na pozostałościach greckiego teatru powstał teatr rzymski i Odeon. Ruiny teatru ściśle obudowane budynkami mieszkalnymi wyglądają bardzo malowniczo. Siedząc na stopniach widowni i wygrzewając się w słońcu cały czas zastanawiałam się, czy mieszkanie w takim sąsiedztwie to przywilej czy klątwa?
Następnie zajrzeliśmy na chwilę do dawnego Klasztoru Benedyktynów gdzie obecnie mieści się uniwersytet, niestety, mimo, że obiekt jest ogólnodostępny i wiele części kompleksu można zwiedzać, podczas naszej wizyty był zamknięty. Klasztor z XVI w., który ucierpiał podczas trzęsienia ziemi, został całkowicie przebudowany w stylu sycylijskiego baroku i nawet z zewnątrz robi niesamowite wrażenie. A do klasztoru przylega osobliwa świątynia. To masywny z niewykończoną fasadą kościół św. Mikołaja na Placu Dantego, który swoją surowością bardzo kontrastuje z zabudowaniami uniwersytetu.
W naszej wędrówce w końcu trafiliśmy na główną, elegancką ulice handlową - Via Etna, gdzie w jednym z barów kosztowaliśmy słynne sycylijskie arancini.
Powoli kierowaliśmy się już w stronę pensjonatu na krótki odpoczynek przed kolacją, ale po drodze znaleźliśmy jeszcze bardzo miłe miejsce na wypicie kieliszka wina. BarnAut mieści się w wąskiej uliczce nieopodal Zamku Ursino i jest wyjątkowo uroczy.
Drugiego dnia prosto po szybkim, typowo włoskim śniadaniu pobiegliśmy do parku na spotkanie z naszą panią przewodnik Heleną Kuczyńską-Grasso. Zwiedzanie miasta z przewodniczą to był strzał w dziesiątkę, oczywiście zobaczylibyśmy te same obiekty i miejsca sami, ale te historie, anegdoty i niuanse, które opowiedziała nam pani Helena, nie tylko dopełniły obrazu, ale też pozwoliły spojrzeć na miasto z innej perspektywy, w szerszym kontekście historycznym i obyczajowym. Polecam! Warto!
Spacer rozpoczęliśmy w Giardino Pacini – parku sąsiadującym z targiem rybnym. Nie będę próbowała oddać tu nawet części historii opowiedzianych przez naszą przewodniczkę, bo poległabym już przy tych z parku. Nie mniej jednak jest to ciekawy ogród z fontanną i posągami, miejsce spotkań starszych mieszkańców Katanii. Dalej skierowaliśmy się w stronę jednego z licznych w mieście pałaców. Palazzo Biscari, to bogato zdobiony barokowy pałac, który do dziś pozostaje w rękach prywatnych i przy odrobinie szczęścia można go zwiedzać. Po wnętrzach oprowadza sam książę – właściciel przybytku, niestety za późno dowiedziałam się o takiej możliwości, dlatego obejrzeliśmy obiekt jedynie od zewnątrz.

Następnie udaliśmy się w stronę Piazza del Duomo i jako pierwszy odwiedziliśmy XVIII wieczny kościół św. Agaty, gdzie oprócz ciekawych opowieści o umiejscowionym tu żeńskim zakonie - Badia di Sant'Agata, wspięliśmy się na taras otaczający kopułę kościoła. Z góry wspaniale widać miasto i całą okolicę od Etny aż po morze.
Sam Plac Katedralny, to główne miejsce starówki i praktycznie każdy znajdujący się tu obiekt jest wyjątkowy, począwszy od bardzo charakterystycznej fontanny z posągiem słonia dźwigającego obelisk ku czci bogini Izydzie i zwieńczony insygniami św. Agaty, po katedrę. Tak, na tym placu imię patronki miasta przewijać się będzie cały czas.
Oczywiście najbardziej okazałą budowlą jest tu Bazylika Katedralna św. Agaty. W tym miejscu bardzo krótko postaram się opowiedzieć losy tej świętej kościoła katolickiego. Żyła w pierwszej połowie III wieku, była najprawdopodobniej mieszkanką Katanii i pochodziła z szanowanego rodu. W owym czasie chrześcijaństwo i jego wspólnoty były już obecne także na Sycylii, jednak cesarz Decjusz nadal wzywa do prześladowań chrześcijan, a na wyspie rękoma swojego prokonsula Kwincjana wymaga od poddanych złożenia ofiary bóstwom pogańskim, co oczywiste chrześcijanie uchylali się od tego obowiązku. Miała również Agata tego pecha, że na dodatek wpadła w oko prokonsulowi. Za trwanie w swojej religii i odrzucenie względów Kwincjana zostaje w okrutny sposób ukarana. Podczas tortur oprawcy odcinają jej piersi i wtrącają do więziennej celi, gdzie w nocy odwiedza ją starzec (św. Piotr) i ulecza jej rany. Następnego dnia zaskoczeni kaci kontynuują swoje okropieństwa i nagą Agatę rzucają na rozżarzone węgle, wtedy zadrżała ziemia. Wystraszeni trzęsieniem ziemi oprawcy przerywają tortury, ale Agata umiera w więzieniu 5 lutego 251 roku. Ciało zostaje złożone w kamiennym sarkofagu i spoczywa w grocie. Rok po tych wydarzeniach wybucha Etna, a mieszkańcy wydobywają z grobu Agaty welon i obchodzą z nim mury miejskie, lawa się zatrzymała, co uznano za cud. To tyle w astronomicznym skrócie, równie ciekawe są dalsze losy relikwii świętej Agaty, które krążyły po globie aż po Konstantynopol, by ostatecznie powrócić do miasta, ponieważ jest to jednak zwykły wpis na blogu, a nie książka o fascynujących losach Katanii resztę musicie doczytać z innych źródeł.
W katedrze, oprócz relikwii św. Agaty spoczywa również drugi najbardziej znany obywatel Katanii, a mianowicie słynny kompozytor Vincenzo Bellini, autor między innymi wspaniałej opery Norma. Choć Bellini pierwotnie został pochowany w Paryżu, gdzie zmarł, w 40 rocznicę śmierci jego szczątki powróciły do domu.
Swoją drogą mieszkańcy Katanii w dość specyficzny sposób utrwalają pamięć o ważnych postaciach ze swojej historii, otóż najbardziej znanym ciasteczkiem jest tam Minne di Sant 'Agata – czyli cycki świętej Agaty, natomiast jeden z najpopularniejszych makaronów to Pasta alla Norma.
Dalej udajemy się na Via Crocifieri, to niezbyt długa ulica pełna kościołów o barokowych fantastycznych fasadach. W trakcie naszego spaceru dowiadujemy się też o słynnych obchodach święta patronki miasta, to między innymi wielogodzinne procesje ściągające do miasta tłumy wiernych i turystów.
Powoli zmierzamy w stronę Piazza Stesicoro gdzie znajdują się pozostałości po Amfiteatrze Rzymskim. Tu spokojnie można obejrzeć ruin z poziomu placu. Rozstajemy się z Panią Heleną i w polecanej przez przewodniczkę knajpie, bardzo już głodni jemy lunch.
Długość tego tekstu trochę wymknęła mi się z pod kontroli, tak, więc skracając, tego dnia udaliśmy się jeszcze na krótką przechadzkę do parku Villa Bellini, a po wyjściu utknęliśmy na dłuższą chwilę w świetnym sklepie z antykami i starociami – uwielbiam!
Postanowiliśmy zrezygnować ze standardowej kolacji i włócząc się, noga za nogą, od baru do baru, od limoncello do limoncello, daliśmy się ponieść klimatowi miasta.
Następnego dnia rano wybraliśmy się autobusem na wycieczkę do Taorminy, ale po drodze, ponieważ to była niedziela, udało nam się jeszcze kilka chwil spędzić na targu staroci – raj!
Podczas naszego pobytu nocowaliśmy w pensjonacie Antica Dimora Caruso znajdującego się w kamienicy dosłownie kilka kroków od słynnego La Pescheria di Catania. Właścicielką jest przemiła starsza Pani, a wnętrza pensjonatu z malowanymi freskami na suficie i trawionymi szybami okien w salonie przypadną do gustu osobom kochającym stare domy i ich urok.
Sycylia fascynowała mnie od lat i mam nadzieję, że w najbliższym czasie wrócę na tę piękną wyspę, by znów zaznać odrobinę Dolce Vita.
Do dyspozycji mieliśmy 3 pełne dni, z czego dwa poświęciliśmy na zwiedzanie Katanii, a jeden na wycieczkę do pięknej Taorminy.
Po zameldowaniu w pensjonacie pierwsze swoje kroki skierowaliśmy, a jakże, na targ rybny, byłam bardzo ciekawa tego miejsca i cieszyłam się ogromnie kręcąc pomiędzy straganami oferującymi nie tylko ryby i owoce morza, ale również pieczone karczochy, świeżo zerwane z drzew pomarańcze i cytryny, czy choćby słodkie truskawki w środku zimy. Zajęło nam to sporo czasu zanim nacieszyliśmy się tym niespotykanym w naszej części kontynentu widokiem. Po lekkiej przekąsce w jednym z barów w okolicy La Pescheria di Catania i obowiązkowym powitalnym prosecco, ruszyliśmy na podbój miasta. Ponieważ na następny dzień umówieni byliśmy z panią przewodnik mogliśmy pozwolić sobie na poszwendanie się po starówce.
Już po kilku godzinach w historycznej części miasta zauważam rzecz dziwną. Katania nie korzysta zupełnie ze swojego nadmorskiego położenia, nie ma tu ciągnącej się wzdłuż morza i zachęcającej do spacerów promenady jak w wielu miastach basenu Morza Śródziemnego. Dużo bardziej wyczuwalna jest za to bliskość wulkanu. Etna nie daje o sobie zapomnieć mieszkańcom jak i turystom. Szare fasady budynków, które pokrywa tynk z dodatkiem pyłu wulkanicznego, ciemno szare wybrukowane kamiennymi blokami pochodzenia wulkanicznego ulice, czy choćby pokiereszowane od wulkanicznego gradu karoserie samochodów, wszystko to, nawet, jeśli przespałeś lądowanie z obłędnym widokiem na Etnę przypomina o potędze wulkanu. Życie pod stożkiem wyjaśnia po trosze to odsunięcie starówki od morza, bo po erupcji w 1669 roku, rzeka lawy, która zalała wschodnią część Katanii, przesunęła linię brzegu o kilometr.
Tego dnia chcieliśmy nacieszyć się miastem, dlatego nasze zwiedzanie było chaotyczne, ale oczywiście na trasie pojawiło się mnóstwo ważnych i charakterystycznych punktów miasta. Bramą – Porta Uzeda opuściliśmy teren targu by po chwili dotrzeć na Piazza del Duomo, będziemy tu wracać jeszcze wielokrotnie, również z panią przewodnik kolejnego dnia. Dalej skierowaliśmy się w stronę Grecko – Rzymskiego Teatru, który jest moim zdaniem wyjątkowy. Choć w Europie południowej wiele jest tego typu obiektów, to ten katański wyróżnia się swoją lokalizacją. Jest, bowiem ukryty w bramie pomiędzy miejskimi kamienicami, łatwo go, więc przeoczyć. To jeden z najstarszych zabytków miasta. W II wieku naszej ery na pozostałościach greckiego teatru powstał teatr rzymski i Odeon. Ruiny teatru ściśle obudowane budynkami mieszkalnymi wyglądają bardzo malowniczo. Siedząc na stopniach widowni i wygrzewając się w słońcu cały czas zastanawiałam się, czy mieszkanie w takim sąsiedztwie to przywilej czy klątwa?
Następnie zajrzeliśmy na chwilę do dawnego Klasztoru Benedyktynów gdzie obecnie mieści się uniwersytet, niestety, mimo, że obiekt jest ogólnodostępny i wiele części kompleksu można zwiedzać, podczas naszej wizyty był zamknięty. Klasztor z XVI w., który ucierpiał podczas trzęsienia ziemi, został całkowicie przebudowany w stylu sycylijskiego baroku i nawet z zewnątrz robi niesamowite wrażenie. A do klasztoru przylega osobliwa świątynia. To masywny z niewykończoną fasadą kościół św. Mikołaja na Placu Dantego, który swoją surowością bardzo kontrastuje z zabudowaniami uniwersytetu.
W naszej wędrówce w końcu trafiliśmy na główną, elegancką ulice handlową - Via Etna, gdzie w jednym z barów kosztowaliśmy słynne sycylijskie arancini.
Powoli kierowaliśmy się już w stronę pensjonatu na krótki odpoczynek przed kolacją, ale po drodze znaleźliśmy jeszcze bardzo miłe miejsce na wypicie kieliszka wina. BarnAut mieści się w wąskiej uliczce nieopodal Zamku Ursino i jest wyjątkowo uroczy.
Kolację zjedliśmy również w pobliżu zamku w Il Borgo di Federico. To lokal z bardzo długą kartą, od makaronów i pizzy począwszy, na owocach morza i mięsie kończąc, każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Drugiego dnia prosto po szybkim, typowo włoskim śniadaniu pobiegliśmy do parku na spotkanie z naszą panią przewodnik Heleną Kuczyńską-Grasso. Zwiedzanie miasta z przewodniczą to był strzał w dziesiątkę, oczywiście zobaczylibyśmy te same obiekty i miejsca sami, ale te historie, anegdoty i niuanse, które opowiedziała nam pani Helena, nie tylko dopełniły obrazu, ale też pozwoliły spojrzeć na miasto z innej perspektywy, w szerszym kontekście historycznym i obyczajowym. Polecam! Warto!
Spacer rozpoczęliśmy w Giardino Pacini – parku sąsiadującym z targiem rybnym. Nie będę próbowała oddać tu nawet części historii opowiedzianych przez naszą przewodniczkę, bo poległabym już przy tych z parku. Nie mniej jednak jest to ciekawy ogród z fontanną i posągami, miejsce spotkań starszych mieszkańców Katanii. Dalej skierowaliśmy się w stronę jednego z licznych w mieście pałaców. Palazzo Biscari, to bogato zdobiony barokowy pałac, który do dziś pozostaje w rękach prywatnych i przy odrobinie szczęścia można go zwiedzać. Po wnętrzach oprowadza sam książę – właściciel przybytku, niestety za późno dowiedziałam się o takiej możliwości, dlatego obejrzeliśmy obiekt jedynie od zewnątrz.

Następnie udaliśmy się w stronę Piazza del Duomo i jako pierwszy odwiedziliśmy XVIII wieczny kościół św. Agaty, gdzie oprócz ciekawych opowieści o umiejscowionym tu żeńskim zakonie - Badia di Sant'Agata, wspięliśmy się na taras otaczający kopułę kościoła. Z góry wspaniale widać miasto i całą okolicę od Etny aż po morze.
Sam Plac Katedralny, to główne miejsce starówki i praktycznie każdy znajdujący się tu obiekt jest wyjątkowy, począwszy od bardzo charakterystycznej fontanny z posągiem słonia dźwigającego obelisk ku czci bogini Izydzie i zwieńczony insygniami św. Agaty, po katedrę. Tak, na tym placu imię patronki miasta przewijać się będzie cały czas.
Oczywiście najbardziej okazałą budowlą jest tu Bazylika Katedralna św. Agaty. W tym miejscu bardzo krótko postaram się opowiedzieć losy tej świętej kościoła katolickiego. Żyła w pierwszej połowie III wieku, była najprawdopodobniej mieszkanką Katanii i pochodziła z szanowanego rodu. W owym czasie chrześcijaństwo i jego wspólnoty były już obecne także na Sycylii, jednak cesarz Decjusz nadal wzywa do prześladowań chrześcijan, a na wyspie rękoma swojego prokonsula Kwincjana wymaga od poddanych złożenia ofiary bóstwom pogańskim, co oczywiste chrześcijanie uchylali się od tego obowiązku. Miała również Agata tego pecha, że na dodatek wpadła w oko prokonsulowi. Za trwanie w swojej religii i odrzucenie względów Kwincjana zostaje w okrutny sposób ukarana. Podczas tortur oprawcy odcinają jej piersi i wtrącają do więziennej celi, gdzie w nocy odwiedza ją starzec (św. Piotr) i ulecza jej rany. Następnego dnia zaskoczeni kaci kontynuują swoje okropieństwa i nagą Agatę rzucają na rozżarzone węgle, wtedy zadrżała ziemia. Wystraszeni trzęsieniem ziemi oprawcy przerywają tortury, ale Agata umiera w więzieniu 5 lutego 251 roku. Ciało zostaje złożone w kamiennym sarkofagu i spoczywa w grocie. Rok po tych wydarzeniach wybucha Etna, a mieszkańcy wydobywają z grobu Agaty welon i obchodzą z nim mury miejskie, lawa się zatrzymała, co uznano za cud. To tyle w astronomicznym skrócie, równie ciekawe są dalsze losy relikwii świętej Agaty, które krążyły po globie aż po Konstantynopol, by ostatecznie powrócić do miasta, ponieważ jest to jednak zwykły wpis na blogu, a nie książka o fascynujących losach Katanii resztę musicie doczytać z innych źródeł.
W katedrze, oprócz relikwii św. Agaty spoczywa również drugi najbardziej znany obywatel Katanii, a mianowicie słynny kompozytor Vincenzo Bellini, autor między innymi wspaniałej opery Norma. Choć Bellini pierwotnie został pochowany w Paryżu, gdzie zmarł, w 40 rocznicę śmierci jego szczątki powróciły do domu.
Swoją drogą mieszkańcy Katanii w dość specyficzny sposób utrwalają pamięć o ważnych postaciach ze swojej historii, otóż najbardziej znanym ciasteczkiem jest tam Minne di Sant 'Agata – czyli cycki świętej Agaty, natomiast jeden z najpopularniejszych makaronów to Pasta alla Norma.
Wracając do spaceru, na placu Katedralnym warto zwrócić również uwagę na fontannę Amenano, przy której odsłonięty jest kawałek skrytej pod ziemią rzeki o tej samej nazwie. Zresztą cały Piazza del Duomo to bardzo przyjemne miejsce, otoczony jest pięknymi pałacami a w jednym z nich - Palazzo degli Elefanti mieści się ratusz.
Dalej udajemy się na Via Crocifieri, to niezbyt długa ulica pełna kościołów o barokowych fantastycznych fasadach. W trakcie naszego spaceru dowiadujemy się też o słynnych obchodach święta patronki miasta, to między innymi wielogodzinne procesje ściągające do miasta tłumy wiernych i turystów.
Powoli zmierzamy w stronę Piazza Stesicoro gdzie znajdują się pozostałości po Amfiteatrze Rzymskim. Tu spokojnie można obejrzeć ruin z poziomu placu. Rozstajemy się z Panią Heleną i w polecanej przez przewodniczkę knajpie, bardzo już głodni jemy lunch.
Długość tego tekstu trochę wymknęła mi się z pod kontroli, tak, więc skracając, tego dnia udaliśmy się jeszcze na krótką przechadzkę do parku Villa Bellini, a po wyjściu utknęliśmy na dłuższą chwilę w świetnym sklepie z antykami i starociami – uwielbiam!
Wracając dużym łukiem w stronę naszego pensjonatu zapuściliśmy się w bardzo ciekawe, ale nie jestem pewna czy bezpieczne zakątki, aż w końcu dotarliśmy do opery Teatro Massimo Bellinino, a że to był styczeń zrobiło się już całkiem ciemno i oświetlona bryła teatru wyglądała wspaniale.
Postanowiliśmy zrezygnować ze standardowej kolacji i włócząc się, noga za nogą, od baru do baru, od limoncello do limoncello, daliśmy się ponieść klimatowi miasta.
Następnego dnia rano wybraliśmy się autobusem na wycieczkę do Taorminy, ale po drodze, ponieważ to była niedziela, udało nam się jeszcze kilka chwil spędzić na targu staroci – raj!
Podczas naszego pobytu nocowaliśmy w pensjonacie Antica Dimora Caruso znajdującego się w kamienicy dosłownie kilka kroków od słynnego La Pescheria di Catania. Właścicielką jest przemiła starsza Pani, a wnętrza pensjonatu z malowanymi freskami na suficie i trawionymi szybami okien w salonie przypadną do gustu osobom kochającym stare domy i ich urok.
Sycylia fascynowała mnie od lat i mam nadzieję, że w najbliższym czasie wrócę na tę piękną wyspę, by znów zaznać odrobinę Dolce Vita.
Świetny reportaż!
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuń