Cotswolds - posiadłość Highgrove i Tetbury (dzień drugi)
Dzień drugi – poniedziałek.
Wybieramy się autobusem do Tetbury, kolejnego uroczego małego miasteczka , choć
to nie ono jest głównym punktem dzisiejszego
programu.
Zaledwie kilka mil stąd ma swoją posiadłość książę Walii –
Karol. W okresie letnim ( w wybranych dniach ) następca tronu udostępnia szerokiej
publiczności ogrody Highgrove. Bilety nie są tanie – 25 funtów ( w całości przeznaczone na
cele charytatywne ), ale zważywszy, że Anglicy kochają ogrody, to rozchodzą się
jak ciepłe bułeczki. My swoje kupiłyśmy z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. Dostarczono
nam je pocztą i wtedy właśnie dowiedziałyśmy się, że nie będziemy mogły wnieść
na terem posiadłości ani aparatu fotograficznego ani nawet telefonu – szkoda
już marzyłam o sesji w tym miejscu. Dużym problemem okazało się dostanie z
Tetbury do Highgrove. Byłyśmy przekonane, że znalezienie taksówki w turystycznej,
bądź co bądź miejscowości, nie będzie większym problemem, okazało się jednak
inaczej. Na szczęście znalazłyśmy punkt informacji turystycznej i dzięki
zaangażowaniu osoby tam pracującej udało nam się dotrzeć na czas.
Po przejściu
przez podwójną kontrolę dokumentów w ostatniej chwili dołączyłyśmy do naszej
grupy. Przemiła pani przewodnik zabrała nas w podróż przez kolejne części tego
fantastycznego ogrodu. Opowiadała nam o tym jak najbardziej znany w
królestwie ogrodnik osobiście nadzoruje prace w ogrodzie i dba o jego
ostateczny kształt. Ogród składa się z wielu części począwszy od sadu przez
warzywniak, łąkę, ogrody kwiatowe, formalne czy te z egzotyczną roślinnością po
wspaniały ogród w stylu arabskim. Spacerujemy wkoło dostojnej rezydencji, która
była domem rodzinnym dla Karola, Diany i ich synów. Po dwóch godzinach
wycieczki zaglądamy do sklepiku z pamiątkami, wypijamy kawę w restauracji na
terenie posiadłości i wracamy do Tetbury. Co nas podkusiło żeby pić kawę
zamiast porządnej angielskiej herbaty, nie wiem – no może tylko to, że od kilku
dni nie piłyśmy dobrej kawy - wiem, że była marna, za to ciasta były wyśmienite.
Resztę dnia spędzamy w
Tetbury. Małe miasteczko słabo opisane w przewodnikach pozytywnie zaskakuje nas
pięknymi zaułkami i licznymi sklepami z antykami. Autobus odwozi nas do
Cirencester, gdzie w pabie o wątpliwej reputacji, ale za to w typowo brytyjskim
klimacie, jemy kolację i ledwo żywe wracamy do hotelu.
Wszystkie zdjęcia ilustrują naszą wycieczkę po Tetbury, ponieważ jak już wspomniałam u Karola zdjęć robić nie wolno.
Komentarze
Prześlij komentarz