Kompleks Portnoya – Teatr WARSawy
Teatr - czyli
nie znam się to się wypowiem.
Jak
co roku Walentynowy wieczór spędzamy z parą naszych przyjaciół na spektaklu
teatralnym i dobrej kolacji, to już tak nasza mała tradycja. Powoli nową
tradycją staje się również spóźnianie tego dnia do teatru. Tym razem pomógł nam
w tym palący się most Łazienkowski. Na szczęście nie byliśmy chyba jedynymi
spóźnialskimi i sztuka rozpoczęła się z lekkim poślizgiem, co pozwoliło nam
obejrzeć ją od pierwszych minut.
Teatr
WARSawy to oczywiście stare kino WARS na Rynku Nowego Miasta w Warszawie. Samo
miejsce nie zmieniło się bardzo od czasów kiedy było kinem i to dodaje mu moim
zdaniem uroku. Lubię takie miejsca i na szczęście w Warszawie jest ich kilka.
No, ale do rzeczy.
Spektakl
Kompleks Portnoya to adaptacja głośnej powieści lat siedemdziesiątych Philipa
Rotha. Już od pierwszych chwil Alexander
Portnoy daje poznać się nam jako mami-synek i onanista. Za chwilę dowiemy się
jeszcze, że ten oto Żyd jest także seksoholikiem, antysemitą, buntownikiem i
szowinistą. Intrygujące ? A jakże ! Główny bohater zabiera nas w bardzo
emocjonalną podróż w głąb swojej duszy, zaczynającą się we wczesnych latach
dziecięcych. Opowiada – niczym na kozetce u specjalisty o najintymniejszych
zakamarkach swojej buntowniczej natury, o trudnych relacjach z ortodoksyjną
żydowską rodziną a w szczególności matką, o chorych wręcz relacjach z
kobietami. Tu każdy z widzów poczuć może choć przez chwilę, że ta sztuka jest
właśnie o nim. Tak, tak. Jak w lusterku przejrzy się tu, każda nadopiekuńcza matka, każdy były
nastolatek, każdy wątpiący w swoją wiarę. Każdy borykający się ze strachem
wobec ciężkiej choroby czy w końcu każdy, kto choć raz kochał i chciał być
kochany. Jednym słowem samo życie. Brzmi to bardzo poważnie, ale choć czasem
ciarki przechodzą po plecach, okraszone jest to dużą dawka humoru i ironii.
Sztuka
trwa ponad dwie godziny i jest zagrana mistrzowsko przez czwórkę aktorów, na
dodatek bez przerwy! Co więcej cała czwórka nie schodzi ze sceny ani na chwilę.
Głupio mi wypowiadać się na temat gry aktorskiej, bo naprawdę nie jestem
znawcą, ale muszę. W rolę rodziców wcielają się Monika Mariotti i Bartosz
Adamczyk. Oboje zagrali prawdziwie i naturalnie, partnerując tytułowemu
bohaterowi granemu przez Adama Sajnuka. Ile ten człowiek ma energii !!! Gra pana Adama hipnotyzuje, siadasz w fotelu ( ściślej mówiąc krzesełku ) i od
pierwszej sceny jesteś zafascynowany kreacją postaci. Ostatnią aktorką biorącą
udział w spektaklu jest Anna Smołowik. Gra wszystkie inne kobiece role dramatu,
począwszy od siostry po kochanki Alexandra. Dla mnie absolutnie fantastycznie zagrane role, potęguje fakt, że pierwsze kwestie wypowiadane jako siostra Portnoya,
nie zapowiadają kunsztu godnego Felixa warszawskiego za debiut sceniczny dla
Anny Smołowik – którym została uhonorowana. Zarówno pani Anna jak i pan Adam to
prawdziwe wulkany emocji, buchające co raz ze sceny gorącą lawą prawdy. Dodam
jeszcze, że sztuka została nagrodzona również Felixem warszawskim za reżyserię
dla Aleksandry Popławskiej i Adama Sajnuka. Brawo !
Dla
takich właśnie przeżyć warto biec w szpilkach przez pół Nowego Miasta z
wywieszonym językiem i zadyszką godną czterdziestki!
Gorąco
polecam i mam nadzieję, że wkrótce uda mi się znowu zajrzeć do WARSawy.
Zdjęcie plakatu zapożyczyłam ze strony teatru.
Komentarze
Prześlij komentarz